Dostało się w tym tygodniu nie tylko polskim szkołom, podobno kiepsko przygotowującym do zawodu i nie reagującym na potrzeby rynku pracy. Wytknięto też braki polskim budowlańcom, którzy dopiero teraz wyjechali do pracy zagranicą. O czym jeszcze informowała ubiegłotygodniowa prasa?
Polskie szkoły kształcą zdecydowanie za mało techników, matematyków i specjalistów. Uczą dużo, ale kiepsko. Nie przygotowują do życia zawodowego i zbyt wolno reagują na potrzeby rynku pracy - czytamy w "Rzeczpospolitej". - Jeśli szkoły nie zmienią sposobu uczenia, bezrobocie wśród młodzieży nadal będzie wysokie, a pracodawcy będą mieli coraz więcej kłopotów ze znalezieniem pracowników. To informacje z raportu Programu Narodów Zjednoczonych (UNDP) "Edukacja dla pracy". Angielski tygodnik "Sunday Times" krytykuje z kolei nową falę polskich imigrantów sektora budowlanego. Według gazety, fachowcy, którzy dzisiaj przyjeżdżają na Wyspy Brytyjskie nie mają już tej samej, wysokiej etyki pracy, co pracownicy sprzed 2-3 lat. Niekorzystną opinię o polskich pracownikach budowlanych kształtują nie tylko indywidualne doświadczenia części angielskich klientów, ale także brytyjskie organizacje pracodawców i związki zawodowe.
Z kolei polscy inżynierowie mają szansę podbić rynek niemiecki, który będzie dla nich otwarty już od 1 listopada - podał portal gospodarka.pl. Nasi zachodni sąsiedzi chętnie widzieliby u siebie inżynierów o specjalnościach: budowa maszyn, budowa pojazdów i elektrotechnika. W Niemczech, średnie wynagrodzenie inżynierów reprezentowanych przez mężczyzn to w przybliżeniu stawka 4456 złotych. Kobiety zarabiają mniej, średnia stawka kobiet inżynierów wynosi 3207 złotych. Powodem nieoczekiwanej liberalizacji niemieckich przepisów dotyczących przyjmowania zagranicznych pracowników, jest brak fachowców w niektórych branżach, co hamuje rozwój niemieckiej gospodarki. Z badań instytutów naukowych wynika, że niemiecka gospodarka traci z powodu niemożności obsadzenia wolnych stanowisk około 1 proc. produktu krajowego brutto, czyli rocznie 20 mld euro.
Na koniec propozycja dla tych, którzy chętnie wskoczą w kamasze. "Gazeta Wyborcza" donosi o nowej akcji rekrutacyjnej naszej armii. Od października na ulicach polskich miast będzie można spotkać żołnierzy-agitatorów, którzy będą przekonywali do wstąpienia do wojska. Poszukiwani są głównie chętni do zostania zawodowymi szeregowcami. Chociaż to kampania ogólnopolska, sztab główny nacisk kładzie na województwa zachodniopomorskie i lubelskie. Stąd pochodzi najwięcej żołnierzy zawodowych (znad morza 9,92 proc., z Lubelszczyzny - 9,85 proc). Na same ulotki i gadżety, które będą rozdawane na ulicach, armia przeznaczyła 300 tys. zł - czytamy w "Gazecie Wyborczej".
20.09.2007