Każdemu zdarzyło się podczas rozmowy kwalifikacyjnej powiedzieć coś, co stawiało go w niekorzystnym świetle. Jeżeli wydaje Ci się, że był to przypadek, to prawdopodobnie jesteś w błędzie - rekruterzy mają swoje sposoby, by dowiedzieć się o nas rzeczy, których nie chcielibyśmy mówić.
Rekruterzy doskonale wiedzą, że kandydaci lubią "ubarwiać" swoje CV. Dotyczy to zarówno osób młodych, ze znikomymi doświadczeniami zawodowymi, jak i starszych, z wieloma latami pracy. I jedni, i drudzy w swoich życiorysach dodają sobie kompetencji, doświadczeń, sukcesów, znaczenia dla firmy, przebytych szkoleń i zdobytych certyfikatów. Dlatego rekruterzy szkoleni są w taki sposób, aby zadawać
podchwytliwe pytania, by zdobyć odpowiedzi nawet w przypadku kłopotliwych kwestii.
- Oczywiście o wiele rzeczy nie można zapytać kandydata wprost.
Może on bowiem uparcie twierdzić, że jest tak, jak napisał w CV, a przy bardziej szczegółowych pytaniach zasłonić się np. tajemnicą firmy, dla której nadal pracuje. Niekoniecznie musi to oznaczać, że ma się coś do ukrycia. Wręcz przeciwnie, może to pozytywnie świadczyć o kandydacie i jego etyce zawodowej. Są bowiem szczegółowe dane o firmie, których nie można zdradzić. Należą do nich dane finansowe, informacje o klientach, plany, nazwiska osób z firmy, budżety, cenniki, płace, etc. Rekruterzy oczywiście chcieliby poznać te dane (a zwłaszcza płace i nazwiska osób pracujących w firmie), ale mogą o to tylko prosić. Nie mogą uzależniać swojej decyzji od pozyskania tych informacji. Możemy zawsze wyraźnie powiedzieć, że tego typu danych nie wyjawimy - zabezpieczymy się w ten sposób przed niektórymi kłopotliwymi pytaniami, a przy okazji pokażemy, że poważnie podchodzimy do swoich obowiązków i jesteś lojalny wobec firmy - radzi Jarosław Chaberko z K&K Select.
Trudno jest również przyłapać kandydata na jakichś niekorzystnych
cechach psychologicznych czy uprzedzeniach - każdy rozsądny człowiek zaprzeczy, jeśli będzie o to zapytany wprost. Przecież tylko szaleniec przyzna, że w pracy najbardziej lubi się zajmować piciem kawy, plotkowaniem i uczestniczeniem w internetowych aukcjach. W takiej sytuacji należy zdobyć informacje podstępem, zadając podchwytliwe pytanie. Podczas rozmowy kwalifikacyjnej większość osób jest bardzo zestresowana, łatwo więc wpada w pułapki. Każdy rekruter ma swój indywidualny sposób, ale kilka metod się powtarza.
- Pierwszą jest spoufalenie się z kandydatem. Rekruter udaje, że
wierzy w każde jego słowo, potakuje, nie zadaje trudnych, kłopotliwych pytań. Wszelkie wątpliwości wyjaśnia na korzyść kandydata. Dzięki temu kandydat zaczyna mu ufać i jego czujność spada. Gdy nadejdzie odpowiedni moment, rekruter zadaje pytanie w rodzaju "proszę mi powiedzieć, tak między nami...". Oczywiście na rozmowie kwalifikacyjnej nic nie pozostaje "między nami" - rekruter nie spotyka się z kandydatem dla przyjemności, tylko w ramach swoich obowiązków służbowych. Wbrew pozorom na ten najłatwiejszy z trików nabiera się bardzo wiele osób - ocenia Chaberko.
Jak z kolei poznać opinię kandydata o przełożonych? Wiadomo, że każdy będzie zapewniał, że jest z nimi w świetnych stosunkach i jest przez
nich doceniany. Świetną metodą jest więc...narzekanie na swoich szefów.
- Rekruter może np. powiedzieć: "każdy ma złego szefa, prawda?",
albo: "mało który szef zna się na swoich obowiązkach, u nas to prawdziwy koszmar, u Pana jest pewnie tak samo?" lub: "trzeba mieć dużo
szczęścia, żeby nie trafić na niekompetentnego przełożonego, to się chyba po prostu nie zdarza, pewnie u Pana w firmie jest podobnie?".
Kandydaci, ośmieleni taką deklaracją ze strony rekrutera, dają upust swoim mniej lub bardziej uzasadnionym frustracjom w stosunku do przełożonych.
Oczywiście negatywna opinia o szefie to nic karygodnego, ale rekruter postara się ocenić, czy jest ona w pełni uzasadniona. Przy okazji może się dowiedzieć wielu ciekawych rzeczy - np. kandydat, który chwali się swoją samodzielną i ważną rolą w firmie, nie może później narzekać, że "szef nie pozwala mu nic zrobić" - mówi Chaberko.
17.09.2008