Niezgodność charakterów, zdrada, nadużywanie alkoholu i – czwarty, najczęstszy powód rozwodów w Polsce – nieporozumienia na tle finansowym. To pokazuje, jak istotną kwestią w związku są pieniądze. Ale czy te rzeczywiście dają szczęście? Jak rozmawiać o pieniądzach, by nie wyjść na „materialistę"? Czy kobieta zarabiająca znacznie więcej od mężczyzny odziera partnera z męskości? Czy wspólne konto bankowe to dobry pomysł? A w końcu – jak mądrze dzielić wydatki w związku, by nie dopuścić do jego rozpadu? Z Anną Darią Nowicką – socjolożką, trenerem zawodowym i coachem finansowym – rozmawia Anna Rychlewicz.
Mam wrażenie, że wciąż panuje przekonanie, że o pieniądzach się nie rozmawia. Tymczasem stosunek do pieniądza ma ogromny wpływ na nasze życie. Nieporozumienia na tle finansowym są jedną z najczęstszych przyczyn rozpadu związków w Polsce. Najnowsze dostępne dane GUS wskazują, że w 2022 roku udzielono w Polsce 60 162 tysięcy rozwodów, z czego ponad 4,4 tysiące par rozstało się w wyniku nieporozumień na tle finansowym, co dowodzi jak ważnym elementem związku są finanse. W tym miejscu nasuwa się pytanie – czy potrafimy rozmawiać o pieniądzach?
Anna Daria Nowicka: Generalnie nie potrafimy rozmawiać o pieniądzach. Dlaczego? Dlatego, że nie jesteśmy tego uczeni. W niewielu domach rodzice rozmawiają konstruktywnie o finansach. Najczęściej jest tak, że się o nie po prostu kłócą. O to, że ktoś wydał pieniądze, nie konsultując tego z drugą stroną, że źle nimi gospodaruje czy że nie zapłacił rachunków. W efekcie dzieci, które są świadkami takich kłótni, tak naprawdę zanim jeszcze zrozumieją, czym są pieniądze, mają świadomość, że mogą być one źródłem konfliktów czy kryzysów emocjonalnych.
Przeświadczenie, że pieniądze są tematem tabu, wynosimy z domu?
Dokładnie tak. Myślę, że dziś pieniądze bywają tematem tabu większym niż seks. Więcej osób jest w stanie otwarcie porozmawiać, czy to z partnerem, czy z dorastającym dzieckiem, o seksie – ale nie o pieniądzach. Później mamy jeszcze szkołę, która kompletnie nas nie przygotowuje do zarządzania pieniędzmi. Nie mówi nic na temat oszczędzania. Nie tłumaczy, na czym polega oprocentowanie kredytu. Wobec tego nie potrafimy wyważyć, że jeśli mamy na przykład 10 tysięcy złotych na lokacie z oprocentowaniem 3%, a potrzebujemy tych 10 tysięcy, by kupić cokolwiek – samochód, wakacje czy nowy sprzęt do domu, to bardziej opłaca się zlikwidować lokatę niż brać kredyt konsumpcyjny oprocentowany na 10%. Tymczasem większość ludzi będzie trzymała lokatę z przekonaniem, że kwota na niej naprawdę rośnie... Zauważmy, że nawet ludzie, którzy mają wykształcenie ekonomiczne, potrafią utopić pieniądze w piramidach finansowych. Wyobraźmy więc sobie, że mamy wspólne gospodarstwo domowe i lokujemy w ten sposób nasze oszczędności!
Czytaj także: Widełki Wynagrodzeń w Ogłoszeniach Rekrutacyjnych: Jak Je Rozumieć i Wykorzystywać?
Zatrzymajmy się na chwilę przy tym wspólnym gospodarstwie domowym. Jak wynika z badania Santander Consumer Banku, ponad 90 proc. polskich małżeństw ma wspólność majątkową, a aż 60 proc. przyznaje, że dysponuje wyłącznie wspólnym kontem bankowym, z którego są pokrywane wszystkie wydatki. Dobra to jest praktyka? Wspólne konto jest dobrym pomysłem?
Jako coach finansowy powiem tak – każdy związek powinien przemyśleć, czy posiadanie wyłącznie wspólnego konta jest dla nich dobrym rozwiązaniem. Ja osobiście nie rekomendowałabym tego. Uważam, że pary mogą mieć wspólne konto, ale byłoby dobrze, aby każdy oprócz wspólnego konta, miał również swoje osobiste. By każda osoba miała pewną niezależność finansową. Po co mąż / żona ma mówić: „Ooo, byłaś / byłeś w kawiarni? 50 złotych na kawę i ciastko? Nie masz co z pieniędzmi robić?”. Wiadomo, że mamy różne potrzeby. Jedna osoba woli wydać pieniądze na kawiarnię, inna na gadżety elektroniczne. Jeśli nie jesteśmy pod ścianą finansową, dlaczego mamy tworzyć sobie dodatkowe powody do konfliktu i tłumaczyć się z każdej wydanej złotówki? Jeżeli ktoś kupił sobie markowe skarpetki z wełny merynosa, bo dla niego to wygodne, a druga osoba uważa to za zbędny luksus – już mamy podstawę do nieporozumień.
Załóżmy więc, że nie mamy wspólnego konta – jak mądrze dzielić wydatki z partnerem?
Nie ma tu jednego dobrego modelu. Według mnie to zależy od naszych ustaleń w związku oraz od tego, czy mamy duże dysproporcje w dochodach. Jeśli jedna osoba zarabia 10 tysięcy złotych, a druga tylko 3 tysiące, to dla mnie byłoby po prostu niemoralne, aby dzielili się wszystkimi wydatkami na pół, gdyż będzie to stanowiło zupełnie inne obciążenie finansowe dla każdego z nich.
W takim układzie bezpiecznym rozwiązaniem byłoby dzielenie się wydatkami mniej więcej proporcjonalnie do zarobków?
Ja bym tak zrobiła. Niezależnie od tego, czy więcej zarabia kobieta czy mężczyzna – jeśli występuje tak duża różnica w dochodach, to strona o wyższych zarobkach powinna wziąć na siebie więcej wydatków, by osoba zarabiająca mniej nie była obciążona ponad miarę. Dla dobra partnerskiej relacji lepiej unikać sytuacji, gdy mniej zarabiająca strona po wpłaceniu środków do wspólnego budżetu nie może pozwolić sobie nawet na kupienie jakiegoś drobiazgu. Według mnie taka zasada powinna przekładać się też na inne bliskie relacje. Przykładowo: jeśli ja zarabiałabym bardzo dużo, a moja przyjaciółka mało, to wolałabym zaprosić ją do restauracji i zapłacić za nas obie, bo wiem, że dla mnie ten wydatek nie byłby tak dużym obciążeniem, co dla niej.
Podsumowując – wcale nie uważam, że dzielenie wydatków pół na pół zawsze jest sprawiedliwe. Wszystko zależy od naszej sytuacji. Możemy przyjąć różne modele – albo mamy wspólne konto i każde z nas przelewa na nie jakąś część swoich dochodów, albo mamy osobne konta, ale dzielimy wydatki i obowiązki. Zakładając, że mamy porównywalne dochody – możemy np. przyjąć, że ja dbam o płacenie rachunków i czynsz, a ty płacisz ratę kredytu za mieszkanie. Tutaj warto jednak zaznaczyć, jak ważne jest zaufanie. Musimy być pewni, że druga osoba sumiennie wywiązuje się ze swoich obowiązków i rzeczywiście regularnie opłaca rachunki. W przeciwnym razie w momencie zadłużenia czy otrzymania monitu z banku – ostry konflikt, a może nawet pozew o rozwód gotowy.
Nawet jeśli mniej więcej wiemy, jak chcielibyśmy dzielić wydatki w związku, mamy opory przed podjęciem tematu finansów. Jak rozmawiać o pieniądzach w związku, by nie wyjść na „materialistę"? Załóżmy, że kobieta zarabia dużo mniej, ale partner nie wychodzi z inicjatywą, że to on weźmie na siebie większą część życiowych kosztów. Co robić w takiej sytuacji?
Dla mnie to jest kwestia tego, na czym budujemy nasz związek. To są podstawy! Czy budujemy związek na partnerstwie i dbałości o drugą stronę? Czy może budujemy go na układzie czysto biznesowym, typu „stopa zwrotu z inwestycji”. Na przykład jeśli jedna osoba jest biznesmenem, a druga nauczycielem, to wiemy przecież, jakie są dysproporcje w ich dochodach. W prawdziwie partnerskich związkach jedna osoba czułaby się źle, gdyby miała świadomość tego, że jej partner / partnerka zarabia o wiele mniej, a on / ona oczekuje, że składają się pół na pół na ratę kredytu czy wakacje za 15 tysięcy złotych.
A czy nie jest często tak, że pieniądze są tylko pretekstem do kłótni? Spieramy się o finanse, ale konflikt ma zupełnie inne źródła? Może po prostu wolimy zrzucić wszystko na karb tych nieszczęsnych pieniędzy?
Oczywiście, że tak! Kłótnie o pieniądze nierzadko są objawem głębszych problemów i jeśli ludzie nie dogadują się w kwestii finansów, to problem niekoniecznie leży w pieniądzach. Bardzo często bywa tak, że gdy ktoś kłóci się o pieniądze, to jest to wierzchołek góry lodowej. Zwykle zaczyna się od czegoś innego. Inne wzorce z domu, inne wartości, osobowość, przekonania… Badania nad przyczynami rozwodów prowadzone w latach 2004-2017 na University of California w San Diego, z udziałem ponad 5 tysiącach par z Niemiec, pokazały silny związek między rozwodami a skłonnością do ryzyka – profesorka ekonomii Marta Serra-Garci wyjaśnia, że choć spory o pieniądze są częstą przyczyną rozwodów, to głównym czynnikiem zwiększającym prawdopodobieństwo rozstania są różnice w skłonności do podejmowania ryzyka. Żadne inne zmienne socjodemograficzne nie dawały takiego predyktora przewidywania rozwodów, jak różnice w skłonności do ryzyka! Dla mnie jest to bardzo logiczne. Ryzyko jest silnie związane z naszą osobowością i temperamentem. Wyobraźmy sobie, że chcemy wziąć kredyt na mieszkanie i jedna osoba ma bardzo wysoką skłonność do ryzyka, a druga bardzo niską. Jedna osoba jest bardzo otwarta na zmiany, a druga wręcz przeciwnie. Co więcej, załóżmy, że ta osoba ze skłonnością do ryzyka ma również wysoką sprężystość psychiczną, a partner jest bardzo neurotyczny. Dla obu tych osób decyzja o kredycie będzie miała zupełnie inny kaliber i poziom stresu.
Czy w takim przypadku możliwe jest dojście do porozumienia? Jak się „dotrzeć?”
Dobrze wiedzieć, z kim wchodzimy w związek.
Czyli zaczynamy od podstaw… Załóżmy więc, że partnerzy mają zupełnie odmienne oczekiwania dotyczące określonego poziomu życia. Dla jednego ważny jest większy dom, lepszy samochód i regularne wyjazdy na egzotyczne wakacje. Druga strona zupełnie nie ma takich potrzeb. Jest szansa na dogadanie się?
Szansa jest zawsze, ale to jest bardzo trudne. Tutaj poruszamy kwestię psychologicznej tożsamości finansowej. Możemy wyróżnić 6 podstawowych typów tożsamości finansowej i 3 dodatkowe. Zawsze z tych kilku mamy 2 – 3 wiodące komponenty osobowości, a inne są mniej ważne lub nie mają większego znaczenia. Załóżmy więc, że jedna osoba ma taki profil – tzw. ciułacz i zamartwiacz. Do tego manager, czyli ktoś, kto lubi pomnażać pieniądze i nimi zarządzać. Z kolei druga osoba to stuprocentowy hedonista, który uwielbia wydawać – bez żadnej domieszki ciułacza czy zamartwiacza, po prostu „hulaj dusza – piekła nie ma”. A do tego ma osobowość ignoranta, czyli nie chce nauczyć się zarządzania pieniędzmi, zaś umowy kredytowe podpisuje bez czytania...
Osoby o tak skrajnie różnych profilach osobowości finansowej mogą wspólnie żyć?
Bez dojrzałości i bez otwartej rozmowy o tym, co nas różni i jakie ustalamy zasady w związku – co miesiąc czekają nas trudne chwile i kłótnie na tle finansowym. Nasza tożsamość finansowa ma źródła w kilku różnych obszarach – mózgu i neurobiologii, temperamencie i osobowości, samoocenie, naszych wartościach i motywatorach, naszych przekonaniach i naszych nawykach. To wszystko daje nam pewną mieszankę, z którą wchodzimy w związek. I tutaj warto zaznaczyć, że o ile nawyki czy przekonania możemy zmienić, o tyle uwarunkowań biologicznych czy osobowości nie zmienimy ot tak. Dlatego kluczowe jest odpowiedzenie sobie na pytanie, czy jestem w stanie długofalowo żyć z osobą, która ma zupełnie inny system wartości, potrzeby i styl życia.
Czytaj także: Jak sprawdzić osobowość zawodową?
W jednym z Twoich artykułów stwierdzasz, że kryzysy na tle finansowym często miewają osoby, którym naprawdę dobrze się powodzi. Tymczasem konflikty związane z pieniędzmi kojarzą się raczej z osobami żyjącymi w biedzie czy z długami.
Miałam kiedyś klienta, który przyszedł do mnie na coaching kariery. Człowiek na skraju depresji – załamany, przerażony i zestresowany, bo od paru miesięcy nie mógł znaleźć pracy. Założyłam więc, że to osoba, która jest pod ścianą i nie ma pieniędzy na życie. Po chwili jednak usłyszałam, że nie ma on pracy, ponieważ kilka miesięcy temu sprzedał swoją świetnie prosperującą firmę za duże pieniądze. Na koncie posiada spore oszczędności i jeszcze kilka mieszkań na wynajem. Miał kryzys emocjonalny o podłożu finansowym, jednocześnie będąc w znacznie lepszej sytuacji materialnej niż większość z nas!
Pracowałam także podczas sesji coachingu finansowego z parami, które również miały bardzo dobrą sytuację materialną, a mimo to ciągle kłóciły się o pieniądze i wydatki.
Sytuacja materialna jest dobra – skąd więc kryzys emocjonalny?
Może on wynikać np. z wysokiego poziomu neurotyczności, która jest jedną z tzw. Wielkiej Piątki cech osobowości. Takie osoby mają ogromne skłonności do zamartwiania się oraz pesymistyczny sposób postrzegania rzeczywistości. Nie potrafią zachować takiego zdrowego dystansu do problemów.
Wróćmy do zarządzania pieniędzmi w parze i związanych z tym pułapek. Czy ujawniać partnerowi wszystkie swoje wydatki? Jeśli rano wyjdę z domu w jednej sukience i kupię sobie tego dnia nową, to bezpieczniej oderwać metkę i wmówić partnerowi, że: „no co ty, kupiłam ją dawno temu, nie widziałeś?”.
Dla mnie sytuacja, w której musiałabym ukrywać przed moim partnerem, że kupiłam sobie nową sukienkę, zwiastuje poważny problem.
Znowu dochodzimy do momentu, w którym pieniądze są tylko wierzchołkiem góry lodowej?
Warto rozróżnić dwie sytuacje. Jeśli byłabym zakupoholiczką, to rzeczywiście każdy mój zakup kolejnych ubrań stanowiłby problem. Dobrze by było, by mój partner dowiedział się o tym, zanim wpadniemy w długi. Natomiast nie wyobrażam sobie sytuacji, w której musiałabym prosić o zgodę swojego partnera, gdy chcę kupić sobie nową rzecz. Nie mówię tu o dużych i poważnych wydatkach, takich jak zakup samochodu, ale właśnie o wspomnianej sukience czy nowej parze butów. Wiem jednak, że w niektórych związkach na porządku dziennym jest tak zwana przemoc ekonomiczna, która objawia się właśnie tym, że osoba lepiej sytuowana czy mająca kontrolę nad finansami nieustannie kontroluje wydatki drugiej strony.
Czytaj także: Romans w pracy – czy to dobry pomysł?
A jak z socjologicznego punktu widzenia oceniasz sytuację, gdy kobieta jest całkowicie zależna finansowo od mężczyzny? Kiedy mamy typowy patriarchalny podział ról: to mężczyzna jest głową rodziny i pracuje na jej utrzymanie.
Jeszcze kilkadziesiąt lat temu w Stanach Zjednoczonych czy Europie Zachodniej było tak, że mężczyzna pracujący w fabryce był w stanie utrzymać trójkę dzieci i żonę. Dziś, przy bardzo wysokich kosztach życia, nawet dwójce osób pracujących, ciężko jest utrzymać na odpowiednim poziomie siebie i jedno dziecko. Jeżeli jakaś osoba – niezależnie od płci – wie, że jest jedynym żywicielem rodziny, to jest niewyobrażalnie obciążające psychicznie. „Co będzie, jeśli coś mi się stanie? A gdy zachoruję i nie będę mógł pracować?”. Racjonalnie jest przyjąć, że bezpieczniej będzie dla rodziny, gdy obie osoby będą zarabiały pieniądze. Tutaj możemy przytoczyć wyniki najnowszego badania Womenomics, przeprowadzonego w ubiegłym roku na zlecenie Mastercard. Badanie to dowodzi, że 8 na 10 Polek czuje się niezależna finansowo. Prawie 65 proc. Polek twierdzi, że uzyskanie niezależności finansowej jest dla nich jedną z głównych aspiracji w życiu. Dla kobiet istotna jest równa partycypacja kosztów w budżecie domowym. Według tego badania na pytanie, jak wygląda kwestia podziału wydatków wśród osób, które mieszkają z partnerem, 51 proc. Polek odpowiedziało, że są one dzielone równo pomiędzy strony. Co jednak najciekawsze – ponad 26 proc. Polek (i 29 proc. Europejek) przyznało, że jako jedyne są odpowiedzialne za opłacanie wszystkich rachunków.
Są także badania pokazujące, że dla większości mężczyzn sytuacja, gdy to na nich spoczywa całkowity obowiązek utrzymania rodziny, jest bardzo obciążająca. Warto jednak zauważyć, że większość mężczyzn oczekiwałaby, by kobieta wnosiła do budżetu swoją część, pod warunkiem, że to oni będą dokładali większość. Żona zarabiająca więcej od męża to wciąż gotowy problem małżeński?
Po pierwsze – nie możemy przepraszać za to, że nasze kompetencje są bardziej rynkowe, jesteśmy bardziej obrotne czy że lepiej nam się powodzi. To jest trochę tak, jakbym czuła się winna, że ktoś jest chory, a ja jestem zdrowa. Rozróżnijmy tutaj dwie sytuacje: gdy mamy znaczną dysproporcję zarobków, ale w jednym przypadku mężczyzna zarabia również dużo, a w drugim bardzo mało. Jeśli ja zarabiałabym 20 tysięcy złotych, a mój partner 10 tys. – wtedy ten problem jest mniejszy, bo obie strony zarabiają dobrze i stać je na zaspokojenie swoich potrzeb. Poważniejszym problemem może być sytuacja, gdy kobieta zarabia te 20 tysięcy złotych, a partner najniższą krajową. Dla niego to może być bardzo stresujące. Niezależnie od płci niedopuszczalne jest wykorzystywanie swojej przewagi finansowej do ośmieszania, poniżania czy kontrolowania drugiej strony. Nie rzucamy haseł typu: „A wiesz, mąż Basi to zarabia 20 tysięcy”. W domyśle – a ty nie. Czegoś takiego nie robimy, to podłe upokarzanie drugiej osoby.
Kobiety zarabiają coraz lepiej, ale kwestia pieniędzy w kontaktach damsko-męskich wciąż nie jest oczywista. Pieniądze nadal są kojarzone z męskością – wychodząc na randkę do restauracji, wiele z nas oczekuje tego, że to mężczyzna zawsze za nas zapłaci, że zabierze do kina, kupi drinka.
Myślę, że każda osoba ma trochę inne podejście. Możemy ustalić sobie pisaną czy niepisaną zasadę, że to zawsze facet płaci w restauracji, a po mojej stronie są wydatki na rozrywki kulturalne, typu kino czy teatr. Nawet jeśli jesteśmy już w stałym związku, to myślę, że takie kwestie rozwiązują się – a przynajmniej powinny rozwiązywać się – naturalnie. Załóżmy, że pójdziemy razem do restauracji. I co? Ja wykładam 100 złotych i partner dokłada swoje 100? A jeśli jedna osoba zapłaciła za prąd, to druga ma jej to refundować Blikiem? To byłoby sztuczne! Dla mnie to jest kwestia nieumiejętności otwartego rozmawiania w związku o potrzebach i problemach. Nie zawsze jesteśmy do siebie tak podobni i na tyle pewne rzeczy czujemy intuicyjnie, że takie dylematy rozwiązują się same.
Coraz więcej par decyduje się na sprawdzanie swojego partnera. Jeszcze zanim podejmą decyzję o ślubie, wybierają się na przykład do poligrafera, gdzie sprawdzają swoją uczciwość i prawdomówność podczas badania wykrywaczem kłamstw. Ci, którzy mają jakieś podejrzenia, potrafią również zatrudnić prywatnego detektywa, by ten sprawdził, czy związek z tą konkretną osobą jest dobrą inwestycją. Coraz powszechniejszą praktyką ma być także wymienianie się raportem z BIK-u (Biura Informacji Kredytowej). Czy według Ciebie to jest dobra praktyka?
Przyznam, że zaskoczyłaś mnie detektywem czy badaniem wykrywaczem kłamstw, bo zakładałam, że są to rzadkie przypadki. Przecież jeśli nie ufam mojemu partnerowi życiowemu, to po co mam z nim się wiązać? Jeśli chodzi natomiast o raport z BIK-u, to powiedziałabym, że to może być dobre rozwiązanie. Szczególnie jeśli wchodzimy we wspólnotę majątkową. Załóżmy, że nasz partner miałby jakieś długi z poprzedniego związku lub prowadzenia firmy albo ogłoszone bankructwo finansowe… Chciałabym wiedzieć, czy partner ma jakieś zobowiązania finansowe, które miesiąc w miesiąc będą wpływać na nasze życie.
Czy wspólny kredyt faktycznie może silniej związać dwoje ludzi niż małżeństwo?
Tak, tylko nie jest to połączenie, które jest zdrowe. Bycie z kimś z przymusu ekonomicznego, a nie z wyboru, jest czymś strasznym. Spójrz – teraz wiele związków formalnych czy nieformalnych trwa tylko kilka lat, a kredyt zawierany jest na 20 i więcej lat.
Podczas trwania naszego kredytu możemy mieć kilka wieloletnich związków?
Statystycznie tak!
Ostatnie, ale może najważniejsze pytanie – czy pieniądze dają szczęście?
Pieniądz sam w sobie szczęścia nie daje, ale pieniądz pomaga w szczęściu. Dzięki niemu pewne rzeczy nie są problemem. Nie ma numerka do lekarza w ramach NFZ? Nieważne, bo stać mnie, by skorzystać z najlepszej prywatnej kliniki. Dziecko ma problemy w szkole? OK, mogę mu zapewnić naukę w prywatnej placówce, skorzystać z psychoterapii czy treningu umiejętności społecznych. Dziecko ma problemy z fizyką? Spokojnie, stać mnie na korepetycje z cierpliwym nauczycielem. Dziecko potrzebuje logopedy czy integracji sensorycznej? Mogę sobie na to pozwolić. Za oknem brzydka pogoda, a na Dominikanie palmy i słońce? Kupuję wycieczkę i lecę. Pieniądze – jeśli mądrze nimi gospodarujemy – są czymś, dzięki czemu możemy sobie i naszym bliskim zapewnić rzeczy, które kosztują, a są nam potrzebne lub dają przyjemność. Dzięki bezpieczeństwu finansowemu i odpowiednio wysokim zarobkom otwierają się przed nami możliwości. Możemy swobodniej podejmować decyzje. Decyzje, które mogą nas uszczęśliwić. Przykładowo, mając poduszkę finansową, możemy natychmiast odejść z pracy, w której jesteśmy ofiarą mobbingu.
Bardzo dziękuję za rozmowę.
Anna Daria Nowicka – socjolog, coach i doradca zawodowy z ponad 10-letnim stażem. Członkini Stowarzyszenia Doradców Szkolnych i Zawodowych Rzeczypospolitej Polskiej oraz Polskiego Towarzystwa Komunikacji Medycznej. Zajmuje się m.in. coachingiem kariery, life coachingiem, coachingiem kryzysowym oraz coachingiem finansowym. Od 2001 r. prowadzi szkolenia indywidualne i grupowe, w tym biznesowe m.in. z metod radzenia sobie ze stresem, przeciwdziałania wypaleniu zawodowemu i mobbingowi, technik budowania asertywności czy rozwijania umiejętności komunikacji. Realizuje projekty związane z HR, wykłada na uczelniach, rozwija blog oraz kanał na YouTube Twoja Kariera i Psyche.
Anna Rychlewicz
Absolwentka dziennikarstwa i zarządzania mediami. Na świat patrzy przez pryzmat tego, jakimi słowami może go opisać. Słowa są także nieodłącznym elementem jej drogi zawodowej. Zajmuje się copywritingiem, redakcją oraz korektą tekstów. O rynku pracy, ubezpieczeniach, wnętrzach, podróżach, zdrowiu i modzie. Porusza tematykę społeczną oraz kryminalną. Pasjonują ją rozmowy z ludźmi. W czasie wolnym poszerza horyzonty i eksploruje otoczenie, prowadząc blog „Brzmi Znajomo”.