Ludzie z zamiłowaniem nie tylko malują obrazy. Niektórzy budują satelity. Doktor, inżynier, pasjonat, człowiek kosmosu. Pracuje nad projektami związanymi z kosmosem i prężnie działa w mediach społecznościowych. Portal Praca.pl zapytał Marcina Stolarskiego – inżyniera kosmicznego - o dość rzadki jak na polskie realia zawód.
Doktor Stolarski pracuje w Creotech Instruments S.A., gdzie zajmuje się budową satelitów kosmicznych. Prowadzi również profil na Facebooku o nazwie „Inżynieriada – świat widziany oczami inżyniera” i własny kanał na YouTube. Uczestniczył w ogromnej ilości projektów poświęconych komunikacji kosmicznej. Oprócz tego organizuje wiele przedsięwzięć dla dzieci i dorosłych. Popularyzacja nauki to jest hobby. A lista jego osiągnieć i zrealizowanych projektów jest imponująca.
Czym jest inżynieria kosmiczna?
Inżynieria kosmiczna to dziedzina nauki/inżynierii zajmująca się budowaniem satelitów, rakiet i statków kosmicznych. W ramach niej jest wiele zagadnień zarówno dla elektroników, analityków, programistów czy mechaników.
Czy od dziecka przejawiał Pan zainteresowanie tą tematyką?
Interesowałem się inżynierią generalnie, najpierw chciałem być elektrykiem, potem informatykiem, potem administratorem sieciowym, potem radioelektronikiem, a teraz zajmuję się komunikacją radiową w kosmosie.
Czy wyniki w szkole ukierunkowały Pana w wyborze zawodu?
Miałem zawsze słabe wyniki w szkole. Na studiach kilka razy byłem skreślony z listy studentów. System edukacji w Polsce nie ułatwia życia osobom utalentowanym. Ostatecznie udało mi się zrobić doktorat.
Czym zajmuje się inżynier kosmiczny?
Generalnie projektowaniem i budowaniem satelitów, ale to zagadnienie równie rozległe, jak pytanie czym zajmuje się naukowiec. Inżynieria kosmiczna to tak szeroki temat, że chyba każda ze specjalności może tutaj wystąpić. Można być elektronikiem, informatykiem, matematykiem, mechanikiem, radiowcem, a nawet hydraulikiem.
Czy inżynier kosmiczny to specyficzny zawód, czy różni się od innych inżynieryjnych zawodów?
Inżynier kosmiczny zwykle projektuje drogie urządzenia, które działają w warunkach zupełnie nieintuicyjnych, czyli kosmosie. Rzeczy proste na Ziemi mogą być bardzo skomplikowane w kosmosie. Trzeba się wykazywać ogromną wyobraźnią i wielką skrupulatnością.
Co wydaje się Panu najtrudniejsze w zawodzie?
To, że wysłanego satelity w kosmos nie można serwisować. Jeśli w kosmosie popsuje się najdrobniejsza rzecz, choćby tranzystor za 1 dolara, to może to unieruchomić satelitę wartego 200 milionów dolarów. Nie można takiego satelity naprawić. Można jedynie zbudować nowego i wysłać ponownie w kosmos.
Czy jest to zawód niebezpieczny?
Raczej nie, choć czasami są elementy wymagające doświadczenia i procedur, jak choćby testy w próżni, czy z wykorzystaniem ciekłego azotu. Najbardziej niebezpieczna jest chyba praca konstruktorów rakiet kosmicznych.
Jest to wymagająca czasu praca?
Czasami pracuje się całe dnie, ale praca jest bardzo inspirująca.
Czy inżynieria kosmiczna to międzynarodowa działalność?
Zdecydowanie, zwykle każdy projekt kosmiczny realizowany jest przez międzynarodowe środowisko.
Jak duże jest zaangażowanie Polaków w projekty kosmiczne?
Wydajemy na nie kilkadziesiąt milionów dolarów rocznie. To bardzo mało zakładając, że duży satelita kosztuje około 200 milionów dolarów, a jego wystrzelenie kolejne 200 milionów dolarów.
Czy dużo jest firm w sektorze kosmicznym w naszym kraju?
Raczej niewiele, a w zasadzie kilka firm ma dział, który zajmuje się jakimś kawałkiem kosmosu.
Co by Pan powiedział studentom inżynierii kosmicznej, którzy za jakiś czas znajdą się na rynku pracy?
To bardzo fajna praca, nie ma w niej rutyny, ciągle trzeba się uczyć nowych rzeczy i pracuje się w międzynarodowym towarzystwie, ale są aspekty mniej przyjemne, np. do każdego satelity produkuje się więcej dokumentacji niż waży sam satelita.
Gościem portalu Praca.pl był dr inż. Marcin Stolarski, Inżynier kosmiczny, Creotech Instruments S.A. Dziękujemy za możliwość zapoznania się z ciekawymi i ważnymi dla przyszłych inżynierów aspektami zawodu. Życzymy kolejnych sukcesów. Polecamy: