Jedna kwestia pokrywa się z projektem rządowym i jest to zmiana pożądana przez pracodawców – wydłużenie okresu rozliczeniowego.
Projekt ma ponadto w założeniu obniżenie kosztów pracy za nadgodziny, gdyż zamiast dodatków 100% i 50% z tego tytułu proponuje się dodatki 80% i 30% wynagrodzenia i ta zmiana jest niekorzystna dla zatrudnionych zwłaszcza w połączeniu jej z wyżej wymienioną. Wydłużenie okresu rozliczeniowego do 12 miesięcy znacząco bowiem obniży ilość nadgodzin, a jeśli jeszcze obniżymy wynagrodzenia za nie, to strata jest tym bardziej dotkliwa.
Poza tym ważnymi z punktu widzenia praktyki zmianami będzie ograniczenie stosowania doby pracowniczej jedynie na potrzeby rozliczania okresów odpoczynku, co oznacza, że jej przekroczenia przestaną generować nadgodziny oraz dopuszczenie wprowadzania przerywanego czasu pracy nie tylko w układach zbiorowych pracy.
Ważną zmianą będzie również dopuszczenie płacenia wynagrodzenia za pracę w „soboty”, a precyzyjniej rzecz ujmując za dni wolne z tytułu przeciętnie 5-dniowego tygodnia pracy, co jest problemem od kilku lat. Aktualnie przepisy dopuszczają bowiem płacenie wynagrodzenia ze 100% dodatkiem jedynie za pracę w niedziele, a więc kuriozalnie sobota jest bardziej chroniona niż niedziela. Zmiana wydaje się pożądana, ale niestety zapłacenie będzie możliwe z dużym opóźnieniem, gdyż najpierw pracodawca musi spróbować udzielić tego dnia wolnego do końca kolejnego okresu rozliczeniowego po tym, w którym miała miejsce praca, a dopiero, gdy się to nie uda może zapłacić za taką pracę wynagrodzenie ze 100% dodatkiem. Pracownik musi więc na wypłatę poczekać dwa pełne okresy rozliczeniowe, a więc np. 6, czy 8 miesięcy, a w skrajnym przypadku 2 lata, gdyby firma wprowadziła maksymalnie dopuszczalny okres rozliczeniowy wynoszący 12 miesięcy.
Łukasz Prasołek