Resort pracy opracował kolejny projekt nowelizacji działu VI Kodeksu pracy dotyczący czasu pracy. Niestety jest on tak wąski, że chyba nie może spowodować realnych zmian korzystnych w dużym stopniu dla pracodawców, ale i tak budzi duże emocje, gdyż w połowie stycznia zakończyły się konsultacje społeczne nad projektem, które pokazują skrajnie rozbieżne jego oceny. A jak jest naprawdę?
Projekt przewiduje tylko 2 zmiany – 1 na pewno korzystną dla pracodawców i drugą raczej wprowadzaną w interesie pracowników, gdyż uelastyczniającą ich godziny pracy.
Bezwzględnie pozytywną dla pracodawców zmianą jest możliwość wprowadzenia 12-miesięcznych okresów rozliczeniowych nie tylko w systemie podstawowym, ale również w systemie równoważnym. Uzasadnieniem dla skorzystania z tej możliwości mają być przyczyny: „obiektywnie lub techniczne lub dotyczące organizacji pracy”. W praktyce oznacza to, że w zasadzie każdy pracodawca będzie miał taką możliwość, gdyż PIP nie sprawdza na swoich kontrolach prawidłowości rozumienia tak ogólnych pojęć zwanych w języku prawniczym klauzulami generalnymi. Wydłużenie okresu rozliczeniowego będzie możliwe tylko w układzie zbiorowym pracy lub porozumieniu zawartym ze związkami zawodowymi lub przedstawicielami załogi w zakładach, w których nie ma związków zawodowych. Porozumienie takie będzie musiało zostać przekazane do PIP w ciągu 5 dni roboczych od dnia jego zawarcia, co może oznaczać potencjalne kontrole w takich firmach. Korzystność tego rozwiązania dla pracodawców polega na tym, że zniweluje ono koszty pracy, gdyż pozwoli planować czas pracy bardzo nierównomiernie w jego skali, unikając przestojów w „sezonach ogórkowych” i nadgodzin w sezonach wzrostu koniunktury. Wprowadzenie tego rozwiązania może spowodować, że pracownik będzie zarabiał ciągle swoją miesięczną pensję, mimo że w części miesięcy będzie pracował mało, znacznie poniżej wymiaru czasu pracy liczonego oddzielnie dla takiego miesiąca, a w innych otrzyma taką samą stawkę mimo pracy wykonywanej nawet przez 250 godzin.
Druga zmiana wprowadzana do kodeksu pracy to umożliwienie jego planowania z naruszeniem doby pracowniczej, która jest zmorą polskiego czasu pracy nie znaną w innych krajach UE. W tym przypadku są jednak dwie opcje: tzw. ruchomy czas pracy oraz zmienne godziny pracy. Pierwsze rozwiązanie jest praktykowane w niektórych dużych firmach od dawna ze zmienną oceną tej instytucji przez PIP, która raz akceptuje, a raz neguje to rozwiązanie. Polega ono na określeniu widełek godzinowych, w których pracownik będzie rozpoczynał i kończył pracę sam decydując o konkretnej porze jej wykonywania w ramach dozwolonego przedziału czasowego. Instytucja ta jest zatem bardzo korzystna dla zatrudnionych, gdyż umożliwia im późniejsze rozpoczęcie pracy, gdy potrzebują rano coś załatwić w urzędzie, czy prozaicznie zaśpią, a z drugiej strony wcześniejsze jej kończenie w przypadku, gdy chcą jakieś prywatne sprawy załatwiać po południu. To rozwiązanie wydaje się więc mało związane z ograniczaniem skutków kryzysu ekonomicznego.
Korzystnym dla pracodawców rozwiązaniem będzie jednak druga odmiana tej instytucji, czyli rozkład czasu pracy przewidujący różne godziny rozpoczynania pracy w kolejnych dniach, umożliwiający naruszanie doby pracowniczej. To pozwoli bowiem na planowanie pracy w jednym dniu na 10-tą, a w kolejnym nad 8-mą bez konieczności rozliczenia nadgodzin. W tym przypadku problematyczne jak na razie jest jednak stwierdzenie, czy takie godziny muszą być sztywno ustalane w regulaminach pracy (obwieszczeniach o czasie pracy), czy też mogą być ustalane elastycznie, np. co miesiąc w harmonogramach czasu pracy.
Łukasz Prasołek