W literaturze socjologicznej poświęconej „stawaniu się” lekarzem jako jeden z elementów tego procesu wskazuje się mechanizm izolowania studentów medycyny od innych kierunków w celu zapewnienia jak najlepszych warunków do ciężkiej nauki. Izolacja zaczyna się nawet wcześniej, bo aby dostać się na studia medyczne, należy poświęcić piękne lata liceum na przygotowania do trudnych egzaminów maturalnych z przedmiotów ścisłych. Bo tylko zdanie ich na najwyższym poziomie pozwoli na otrzymanie indeksu publicznej uczelni medycznej, a i na niepubliczną nie będzie łatwo się dostać ze słabą maturą.
Już na pierwszym roku studenci kierunków lekarskich spostrzegają jednak z pewnym przerażeniem, że w porównaniu do nauki anatomii, matura była przyjemnym doświadczeniem. Mimo to szybko adaptują się do codziennej nauki lub… odpadają. Wszak do zapamiętania jest 5-tomowy podręcznik do anatomii Bochenka.
Studia coraz ciekawsze, ale nadal trudne
Do niedawna studia medyczne w Polsce w dużej mierze polegały na uczeniu się materiału na pamięć. Do legend przeszły egzaminy z fizjologii, w których gros pytań dotyczyło wiedzy z przypisów napisanych drobnym druczkiem. Program studiów jednak się zmienia.
Dziś już na pierwszym roku studentów uczy się, w formie nauczania zintegrowanego, łączenia ze sobą zdobytej wiedzy z różnych dziedzin w celu rozwiązania problemu medycznego. Student szybko wchodzi też na teren kliniki. W wielu miejscach Polski pojawiły się centra symulacji medycznej, gdzie pod okiem trenerów studenci odbywają praktyczne zajęcia w „prawdziwych”, symulowanych szpitalach, na fantomach lub z tzw. standaryzowanymi pacjentami. Tam uczą się nie tylko jak właściwie wykonać zabieg, ale także jak komunikować się z pacjentami.
Studia medyczne ciągle są bardzo trudne. Ale stały się bardziej angażujące, przekazujące większy ładunek umiejętności praktycznych, lepiej przygotowujące do zawodu i zwyczajnie ciekawsze. Choć wiele zależy od uczelni i jej podejścia do kształcenia studentów oraz posiadanej bazy. To ostatnie może być szczególnie szokującym doświadczeniem, gdy praktyki student odbywa w starym i przepełnionym szpitalu, gdzie na pierwszym miejscu uczy się swojego – niskiego zwykle – miejsca w hierarchii i dystansu do pacjenta.
Na szczęście ten problem staje się z każdym rokiem mniejszy wraz z lepszym finansowaniem i unowocześnianiem szpitali klinicznych, w których studenci odbywają zajęcia.
Studia to zaledwie początek
Z perspektywy licealisty czy studenta 1. roku studia medyczne to wielkie wyzwanie, po którym zostaje się lekarzem. Ale z perspektywy studentów ostatnich lat i świeżo upieczonych absolwentów ukończenie studiów medycznych to dopiero początek. Tu też zaczynają się pierwsze zawodowe problemy młodych lekarzy.
Ale zrekonstruujmy najpierw tę ścieżkę. Po zaliczeniu wszystkich przedmiotów i praktyk, czyli zwykle po 6 latach, student otrzymuje dyplom i tytuł zawodowy lekarza. Aby jednak otrzymać pełne prawo do wykonywania zawodu, musi przejść przywrócony niedawno roczny staż, a po nim pozytywnie zdać Lekarski Egzamin Końcowy (LEK). Dopiero wtedy może podjąć pracę w publicznych i niepublicznych zakładach opieki zdrowotnej, a także w ośrodkach naukowo-badawczych i akademickich.
Najczęściej na tym etapie młodego lekarza czeka wybór rezydentury – czyli opłacanej z budżetu ścieżki specjalizacyjnej w danym obszarze – i miejsca jej wykonania. To najważniejsza strategiczna decyzja w jego karierze.
Oczywiście aby odbyć specjalizację, nie wystarczy zwyczajnie wybrać interesującego obszaru. Szansę na co „lepsze” specjalizacje mają ci, co m.in. dobrze zdali LEK. Ale i to nie gwarantuje dostania się na daną ścieżkę. Może się bowiem okazać, że wybrane przez nas miejsce, w prestiżowym szpitalu w dużym mieście i na obleganej specjalizacji, jest tylko jedno na 5 lat. Konkurencja będzie więc duża. Tajemnicą poliszynela jest też, że często miejsca takie będą już nieformalnie zarezerwowane dla posiadających wpływy młodych lekarzy.
Kolejnym problemem są ograniczenia w sposobie wyboru miejsc specjalizacyjnych – na raz możemy złożyć wniosek tylko w jednej dziedzinie medycyny i tylko w jednym województwie, podając trzy preferowane jednostki. Jak się nie dostaniemy – musimy poczekać pół roku na kolejne „okno” i albo spróbować ponownie w tym samym miejscu, albo zmienić strategię, co wielu robi. Oczywiście po podjęciu specjalizacji w danym szpitalu, możliwa jest jego zmiana, ale tu już wszystko zależy od dobrej woli przełożonych i ordynatorów. Choć takie sytuacje zdarzają się.
Dla tych, którzy nie chcą szkolić się w trybie rezydentury, możliwe jest podjęcie specjalizacji w trybie pozarezydenckim, na zwykłą umowę o pracę ze szpitalem. Wtedy jednak zarobki takiej osoby zależą od budżetu szpitala (rezydenturę płaci ministerstwo zdrowia). Gdy młody lekarz nie dostanie się ani na rezydenturę, ani nie otrzyma pracy w trybie pozarezydenckim, może prowadzić specjalizację w formie wolontariatu, zarabiając na dyżurach, w przychodniach, w pogotowiu itp. I starając się otrzymać miejsce rezydenckie przy kolejnym rozdaniu.
Specjalizacja specjalizacji nierówna
Z systemu rezydentury korzysta około 70% młodych lekarzy w Polsce. Ale nie znaczy to, że wszystkie miejsca rezydenckie są co roku zajmowane. W 2016 roku aż 41% miejsc pozostało nieobsadzonych! W czym jest problem? Na pewno nie tylko w bardzo niskich zarobkach rezydentów.
Przede wszystkim nie każda specjalizacja jest równie chętnie podejmowana, o czym za chwilę. Są też szpitale o złej sławie, w których rezydent jest darmową siłą roboczą. Jego zadania są więc głównie skupione wokół wypełniania dokumentacji medycznej i zastępowania w święta starszych kolegów. Po 5 latach specjalizacji w takim miejscu młody lekarz, poza tym jak przeżyć kolejny dzień pracy, niewiele się nauczy. Dlatego przed złożeniem dokumentów na rezydenturę w danym miejscu koniecznie trzeba przeprowadzić nieoficjalny wywiad ze starszymi kolegami i przejrzeć fora internetowe.
Poszukiwanie właściwego miejsca i kierunku specjalizacji najlepiej zacząć już na studiach, uczestnicząc w kołach naukowych w danej dziedzinie, odbywając staże i pracę jako wolontariusz na oddziałach, które mogą stać się przyszłym miejscem specjalizacji, a może i późniejszej pracy.
Ale skąd student medycyny ma wiedzieć, jaką specjalizację z katalogu 77 (!) wybrać? Każdy z nas ma swoją osobowość, przyzwyczajenia, a nawet ogólne preferencje czy talent do wykonywania danego zawodu. Nie inaczej jest z lekarzem. Nie każdy może zostać patomorfologiem, niemającym w ogóle kontaktu z pacjentem, albo neurochirurgiem, spędzającym godziny na niezwykle precyzyjnych zabiegach. Są też specjalizacje obciążone stereotypami, jak ortopedia, do której ciężko wejść kobiecie.
Oczywiście wybór może też wynikać z kalkulacji dochodów, bo są specjalizacje, po których można otworzyć prywatny gabinet i sowicie dorobić, pracując równolegle przy wymarzonym stole operacyjnym (powód popularności ginekologii).
Najlepiej jednak sumiennie rozpisać swoje mocne i słabe strony oraz preferencje: odpowiedzieć sobie na pytanie, czy chcę operować (chirurgia), czy jednak zostać przy medycynie zachowawczej (medycyna rodzinna); pracować w sposób dynamiczny, dużo dyżurując (np. w medycynie ratunkowej, neurochirurgii czy kardiochirurgii), czy lepiej względnie bezstresowo (patomorfologia, radiologia lub farmakologia będą tu właściwym wyborem), z dorosłymi czy z dziećmi, a może przy ludziach starszych, których będzie w Polsce coraz więcej?
Oczywiście każda specjalizacja, mądrze wybrana, będzie źródłem satysfakcji dla lekarza. Gorzej, gdy jedyną motywacja będzie wolne miejsce w ulubionym szpitalu. O zarobkach nie wspominając.
Po specjalizacji
Po uzyskaniu specjalizacji przed lekarzem otwiera się jeszcze większy wachlarz możliwości. Nie zamierzam oczywiście namawiać do emigracji, bo i tak w Polsce brakuje lekarzy, ale i taka możliwość stoi przed nimi, nawet na etapie rezydentury. A dyplom polskiej uczelni medycznej jest wystarczającą przepustką do leczenia w wielu krajach.
Dla tych, którzy zostali w Polsce, poza normalną pracą na oddziałach szpitalnych czy w przychodniach, zależnie od specjalizacji możliwe są zarówno publiczne, jak i prywatne ścieżki rozwoju. Do tego dochodzi pole nauki – każda specjalizacja prowadzi swoje badania, starając się lepiej leczyć pacjentów. A skoro obowiązkiem każdego lekarza i lekarki jest ciągłe poszerzanie swojej wiedzy, to wielu z nich decyduje się na prowadzenie własnych badań. Niejeden też zostaje wykładowcą akademickim, dzieląc się wiedzą ze studentami. A także z pacjentami – publikując książki popularnonaukowe.
Niewątpliwie ścieżka stawania się lekarzem jest trudna i zaczyna się długo przed studiami. Wiele lat pracy jest jednak sowicie nagradzane. Zarówno finansowo, jak i przez wysoki prestiż i zaufanie, jakim społeczeństwo obdarza lekarzy. Jest to też ogromny obowiązek, z którego zawsze trzeba wywiązywać się najlepiej, jak to możliwe. Szczególnie w czasach, gdy pacjenci coraz częściej korzystają z usług prawników do weryfikacji efektów leczenia.
Dr Stanisław Maksymowicz, adiunkt na Wydziale Nauk o Zdrowiu Collegium Medicum UWM w Olsztynie, ekspert Centrum Analiz Klubu Jagiellońskiego i Nowej Konfederacji ds. zdrowia, socjolog kliniczny pracujący w obszarze chorób neurodegeneracyjnych, badań jakości życia i komunikacji medycznej.