Łatwy i szybki dostęp do portali rekrutacyjnych zmienia rynek pracy

2008-05-06 „Etatowi“ wysyłacze CV i wybredni pracownicy, wciąż szukający lepszego stanowiska – to dwa bieguny stosunkowo młodego w Polsce zjawiska, jakim jest dynamiczny wzrost popularności portali rekrutacyjnych. W ciągu ostatnich trzech lat trzykrotnie wzrosła ilość ogłoszeń publikowanych na polskich portalach rekrutacyjnych – wynika z badań przeprowadzonych przez firmę Ipk zajmującą się doradztwem personalnym. Między 2005 a 2006 rokiem ich liczba wzrosła z 500 tysięcy do miliona. Obecnie dzięki portalom mamy dostęp do ok. półtora miliona ogłoszeń. – Ogłoszenia prasowe są nadal bardzo populare i mają dużą skuteczność aplikacyjną i rekrutacyjną, jednak portale wyraźnie zaczynają je w tym doganiać – mówi Mariusz Bzdęga z Ipk. Portale są narzędziem szybszym i łatwiej dostępnym zarówno dla pracodawców, jak i osób szukających pracy. W efekcie zmienia się podejście do rekrutacji tak jednych, jak i drugich. Praca co dwa lata Adam, trzydziestodwuletni informatyk, od półtora roku pracuje w dużej firmie we Wrocławiu. Chociaż jest zadowolony z tego, ile zarabia i czuje, że spełnia się zawodowo, nie przestaje rozglądać się za nową pracą. Jego CV jest w bazie kilku dużych portali rekrutacyjnych, średnio raz na miesiąc chodzi na rozmowy kwalifikacyjne. Nie ukrywa, że jest wybredny i raczej to on wybiera na którą rozmowę pójdzie. – Jak dotąd nie pojawiła się żadna oferta, która by mnie naprawdę skusiła do zmiany pracy, ale jestem otwarty – mówi. Dodaje, że podobne podejście do kwestii zatrudnienia ma wielu jego znajomych, nie tylko z jego branży. Zdaniem Joanny Piec-Gajewskiej, eksperta Portalu Praca.pl to, że kandydaci umieszczają swoją ofertę w bazie i monitorują rynek w poszukiwaniu nowej, ciekawszej, lepszej oferty jest już w Polsce normą. - Jeszcze kilka lat temu firmy z branży doradztwa personalnego o wiele więcej kłopotu miały z pozyskaniem klienta, który oferowałby pracę, niż kandydatów na dane stanowisko. Dziś jest na odwrót. Dlatego cennym pracownikiem jest osoba, która niekoniecznie ma niesamowicie wysokie kwalifikacje, ale, która będzie chętna do pracy, otwarta i lojalna wobec pracodawcy – uważa Joanna Piec-Gajewska. O tym, jak wiele osób korzysta z bazy aplikacji można się przekonać już choćby patrząc na listę użytkowników. Rynek pracy jest o wiele bardziej dynamiczny niż jeszcze kilka lat temu. – Średnia pracy w jednym miejscu wynosi obecnie od dwóch do trzech lat, to ogromna zmiana w porównaniu z pokoleniem naszych rodziców, którzy zwykle pracowali w jednym, góra trzech miejscach przez całe życie – dodaje Mariusz Bzdęga. CV mailing Łatwość z jaką można poruszać się w świecie internetowych ofert pracy doprowadza też do kuriozalnych sytuacji. Kandydat może np. tak ustawić parametry wyszukiwania na portalu, że oferty, którymi jest potencjalnie zainteresowany przychodzą prosto na jego skrzynkę, dzięki czemu może na nie szybko i sprawnie odpowiadać. Fakt ten powoduje, że pojawił się nowy typ internauty-kandydata. - Można by ich nazwać „etatowymi wysyłaczami“, którzy wysyłają aplikację często szybciej, niż zapoznają się z ofertą. Zwykle wszędzie posyłają ten sam list motywacyjny – mówi Joanna Piec-Gajewska. Mariusz Bzdęga już nieraz spotkał się z sytuacją, w której kandydat podczas rozmowy kwalifikacyjnej nie wiedział czym zajmuje się firma do której aplikuje. – Zwykle jesteśmy przygotowani na 45 minut, do godziny rozmowy. Kiedy po zadaniu dwóch pytań okazuje się, że kandydat nie ma pojęcia o czym mówimy, bo nawet nie zadał sobie trudu, żeby wejść na stronę firmy, w której chce pracować, uznaję, że dalsza rozmowa po prostu nie ma sensu – opowiada. Podobne doświadczenia ma Joanna Zdanowicz HR Manager Cofee Haeven. Jej zdaniem w ostatnim czasie rolą osoby rekrutującej zaczyna być często uświadamianie kandydatowi w jakiej firmie chce pracować, czym się ona zajmuje, ile lat istnieje na rynku. - Zdarza się też np., że osoba wyszukała stanowisko, ale już nie zapoznała się z zakresem obowiązków i wymaganiami – mówi Joanna Zdanowicz. - Ten brak wiedzy o pracodawcy może być również spowodowany ilością wysyłanych aplikacji. Jeśli ktoś wysyła po 10–15 swoich aplikacji, to w końcu nie jest już w stanie zapamiętać do kogo i na jakie stanowisko je wysłał. Wiele osób wysyła swoje aplikacje, nawet gdy zdaje sobie sprawę, że nie spełnia wymagań stawianych kandydatom. Myślą, że wymagania są wygórowane i że pracodawca nie potrzebuje aż tak wykwalifikowanej osoby. Takie aplikacje zdarzają się bardzo często, w ten sposób zarówno kandydat, jak i rekruter tracą czas – dodaje. Portale pierwsze, urzędy ostatnie Tegoroczna ankieta PROinżynier, na którą odpowiadało ponad 1200 studentów politechnik w całej Polsce wykazała, że wszukając pracy, w pierwszej kolejności sięgają oni właśnie do zasobów internetu. 27% ankietowanych wskazało na portale rekrutacyjne, 26% strony intenetowe konkretnych firm, niespełna 14% targi pracy, a 10% ogłoszenia prasowe. Na szarym końcu znalazły się Urzędy Pracy, w których zamierzało szukać pracy zaledwie 0,5% przyszłych inżynierów. Zdaniem specjalistów tak niska ocena Urzędow Pracy jako źródła pozyskania zatrudnienia wynika z jednej strony z małej atrakcyjności ofert, które się w nich pojawiają. – Z drugiej strony pracodawcy też często wychodzą z założenia, że poszukiwanie pracy przez UP świadczy o małej zaradności kandydata, więc niechętnie zamieszczają tam oferty, bo nie chcą zatrudniać mało zaradnych pracowników – mówi Joanna Piec-Gajewska. Popularność portali rekrutacyjnych wśród pracodawców wynika także z tego, że dzięki nim można niezwykle szybko i skutecznie dotrzeć do dużej liczby kandydatów. – Rekrutację można rozpocząć praktycznie z dnia na dzień. A fakt, że rynek pracy w Polsce jest obecnie w coraz większym stopniu rynkiem pracownika zmusza pracodawców do korzystania z każdego dostępnego sposobu na znalezienie odpowiedniego kandydata na oferowane stanowisko – mówi Joanna Piec-Gajewska.

Przeczytaj także: